
Wykonawcy:
Orkiestra Filharmonii Poznańskiej
Łukasz Borowicz - dyrygent
Lise de la Salle - fortepian
Repertuar:
Wolfgang Amadeus Mozart - XIX Koncert fortepianowy F-dur KV 459
Gustav Mahler - VII Symfonia e-moll
"Od nocy do świtu" - tak można odczytać "program" a zarazem linię rozwojową VII Symfonii, utworu skomponowanego w dwóch letnich sesjach, w roku 1904 i 1905. Pierwsza część dzieła Gustawa Mahlera rozpoczyna się wolnym wstępem i tematem granym przez sakshorn. Poniekąd jest to nawiązanie do ostatniej części Szóstej Symfonii; później, w Allegro risoluto, pojawia się dziarski marszowy puls. Instrumentacja bogata w chwilach największych przesileń kontrastuje z fragmentami spokojniej orkiestrowanymi, które często tworzą okresy (lub nawet drobne motywy) wahające się między dur a moll. Aura niepokoju rodzi się też w obszarach wielkich kulminacji towarzyszących niemal każdemu przeprowadzeniu tematu. Sekwencje liryczne są wprawdzie istotnym elementem narracji, lecz ich wymuszony charakter powoduje głównie "histeryczne" uniesienia. Długo oczekiwany spokój pojawia się w części drugiej - "muzyce nocnej" (Nachtmusik I), której zapowiadana na początku pastoralność traci rację bytu, ponieważ wkracza w nią kolejny marsz, tym razem snuty w oparciu o melodię wzbogaconą zdecydowanymi zakończeniami kadencji. Fascynujące są zwłaszcza niewielkie fragmenty okresów szkicowane z pomocą prostej imitacji, potęgujące wrażenie pustki rozciągającej się tuż obok głównej linii melodycznej. Osobny rodzaj ekspresji wytwarza także zmieniający się charakter kolejnych epizodów: od jasności ku ciemności, od powagi do "żałosności" brzmienia wiejskiej kapeli. W Scherzo ponownie przypominamy sobie o skłonności Mahlera do ironizowania. Tym razem nie jest to lekka kpina, ale tęgie szyderstwo. Walc wiedeński przybiera tu efektowne pozy, lecz w każdej z nich zamieszkało ośmieszenie jakiegoś gestu, aż po jazgot cyrkowej orkiestry obnażający pospolitość skrywaną za pozorem nobliwości. Druga "Nachtmusik" to z kolei nawiązanie do serenady, w jej pierwotnej postaci. Mgiełka otacza wdzięczność fraz śpiewnych, a wśród nich trafiają się mroczniejsze, trochę zatroskane lub skrywające jakiś mało radosny sekret. Pełne "wyzwolenie" od wieczornych i nocnych zjaw przychodzi wraz finałowym rondem. Tutaj (bodaj po raz ostatni w swej twórczości) Mahler skierował się ku czystej (ale nie pustej) orkiestrowej wirtuozerii, co musiało zaskoczyć Richarda Straussa. Potrafił on wprawdzie obsypać melomanów garściami pozłoty, jednak frenetyczne popisy zawarte w muzyce Mahlera są znacznie lepiej niż u Straussa umotywowane, a jego tryskające radością rondo przypomina hymn do słońca, którego wzejście ostatecznie rozprasza mroki nocy.
/Zbigniew Andrzej Zając/